ten film powinien się nazywać "Diego w czasach neapolitańskich 1984-1991" bo to w zasadzie tylko fascynujący dokumentalny montaż tego co działo się w życiu Diego w czasach jego gry w SSC Napoli i reprezentacji Argentyny (i zarazem czas jego największych sukcesów). Pod koniec ten ponad dwugodzinny film nagle przyśpiesza i kończy się pozostawiając widza z niedosytem i wielką ochotą na obejrzenie kolejnej godziny historii upadku tego niegdyś wielkiego piłkarza.
Z tym niedosytem faktycznie się zgodzę, ale jak dla mnie genialny dokument. Po jego zobaczeniu inaczej spojrzałem na Maradonę i jego słabości, mysle, że niewielu ludzi wytrzymałoby to co działo się wokół niego
Nie rozumiem dlaczego tak bardzo okrojono całą historię Maradony, Można chociaż było wcisnąć trochę o jego karierze trenerskiej. Teza jest taka, że Maradonę uwalili Włosi za mundial 1990, a potem to już nic się nie działo, poza wystąpieniem w programie, gdzie szlocha nad walką z nałogiem. Wiemy po zeszłym roku, że świetnie mu poszła.
Lata neapolitańskie to najbardziej znacząca i zarazem wielce dramatyczna część życia piłkarza. Punkt kulminacyjny. Trwał wiele lat a to zdarzyło się przed nim i co po nim nastąpiło nie ma takiej wyrazistości ani siły rażenia. Wg mnie reżyser dokonał idealnego wyboru : Neapol był miejscem największego triumfu i zarazem najgłębszej tragedii Diego Maradony.
To odróżnia dobry dokument od złego. Zły dokument stara się pokazać wszystkie ważne elementy życia postaci od urodzenia do śmierci, nie pokazując tak właściwie nic (oprócz informacji). Dobry dokument pokazuje nam jakiś wycinek z życia postaci i myśląc o tym co chce powiedzieć o tej postaci za pomocą tego dokumentu. Ja zobaczyłam ciekawą postać, która składałą się z wielu żywiołów, które często wykluczały się nawzajem. Mocno pracował na swój sukces, choć jednocześnie oszukiwał by zdobyć to co chciał. Był niesamowicie, charyzmatyczny, lubił kobiety i narkotyki, choć miał też dużo w sobie z małego, przestraszonego chłopca, który nigdy nie opuścił slumsów. Ciekawa postać.
Szkoda, że zupełnie pominięto to, co się stało z SSC Napoli w sezonie 87/88 - pewnie zmierzali po drugi z rzędu tytuł, a w ostatnich pięciu kolejkach cztery porażki i mistrzem został Milan. Dzisiaj nie jest wielką tajemnicą, że piłkarze Napoli zostali zmuszeni do zawalenia sezonu, bo każdy mieszkaniec Napoli przed sezonem postawił kasę na mistrzostwo u prowadzonego przez mafię buka i mafiozi poszliby z torbami, gdyby Napoli zdobyło mistrza. Tym samym Milan wygrał dwa lata z rzędu Puchar Mistrzów i został obwołany drużyną dekady dzięki mistrzostwu, które paradoksalnie zawdzięcza mafii.
Dokument zostawia widza z przeświadczeniem, że neapolitańczycy nienawidzą Diego, ale to było krótkotrwałe, bo blisko dwie dekady po porażce w mistrzostwach świata mało kto o tym pamięta w mieście pod Wezuwiuszem, wszyscy natomiast pamiętają boskiego Diego, który przyczynił się do dwukrotnego Scudetto w historii klubu. Historia Maradonny wciąż jest pisana, ale bez względu na cenę przeżył pod Wezuwiuszem. Wciąż jest tam traktowany na równi z "Dios".
Zgadza się. Całe to rozdmuchane medialnie "wyklęcie Maradony"w Neapolu po półfinale z Italią było chwilowym porywem egzaltacji, związanym z meczem o gigantyczną stawkę.
Zresztą trwanie w tych pretensjach byłoby kosmiczną głupotą, bo niby co - piłkarz miał specjalnie chcieć przegrać, żeby zrobić dobrze gospodarzom mundialu?.. :)
Który sportowiec na świecie by tak zrobił?